Zakończone projekty ISW
"Oferta szkolnictwa wyższego a wymagania rynku pracy"
Zakres badań
Celem projektu było uogólnienie istniejących i specjalnie zebranych informacji o popycie i podaży pracy osób z wykształceniem wyższym w przekroju zawodów z uwzględnieniem niektórych, wybranych umiejętności.
Badanie obejmowało analizę:
- Oferty szkolnictwa wyższego w latach 1995-2002
- Mechanizmu tworzenia oferty kształcenia na poziomie wyższym
- Oferty programowej studiów
- Popytu na pracę wysokowykfalifikowaną według zawodów
- Wymagań pracodawców w zakresie zawodów i umiejętności - w tym badania wybranych pracodawców.
Raport z badań
Raport z badań został przedłożony Krajowej Izbie Gospodarczej w grudniu 2004 r.
Wyniki prac zespołu zostaną przedstawiono na seminarium, które odbędzie się w siedzibie Krajowej Izby Gospodarczej w marcu 2005 r.
Autorzy
Badania w ramach projektu (włącznie z przygotowaniem raportu):
- prof. Urszula Sztandar-Sztanderska, Uniwersytet Warszawski
- dr Barbara Minkiewicz, Szkoła Główna Handlowa
- mgr Marcin Bąba, Uniwersytet Warszawski
Wnioski z badań
W latach 1990-2004 nastąpiło radykalne upowszechnienie edukacji na poziomie wyższym - wskaźniki skolaryzacji netto zwiększyły się z poziomu 9,8% do 35,3%, a wskaźniki brutto z 12,9% do 46,4%. Jest to jednak ciągle mniej niż w najbardziej rozwiniętych krajach świata, choć z drugiej strony wskaźniki te już w niewielkim stopniu odbiegają od wskaźników czołowych krajów OECD. Niemniej, przeciętny poziom wykształcenia ludności w wieku produkcyjnym pozostaje wciąż znacznie niższy niż w krajach rozwiniętych, ponieważ wysoko wykształcone roczniki młodzieży stanowią dopiero niewielką część zasobów pracy. To sprzyja z jednej strony, utrzymywaniu się wciąż wysokiego popytu na pracę osób z wyższym wykształceniem, ale z drugiej strony jak można sądzić, deficyt wysokich kwalifikacji częściowo został wypełniony. W efekcie nie można oczekiwać, że korzyści z osiągania wysokiego wykształcenia będą się zwiększały tak, jak w latach 90. Tymi dotychczasowymi korzyściami były wysokie - w porównaniu z osobami z wykształceniem średnim lub niższym - szanse na znalezienie i utrzymanie pracy (poziom bezrobocia był w 1997 r. 6,6 razy niższy niż dla osób z wykształceniem podstawowym) oraz na osiąganie wysokich zarobków (stopa zwrotu z jednego roku nauki w trakcie studiów sięgała w 1998 r. ok. 7-11% i była wyższa od stopy zwrotu z początku lat 90. o co najmniej 2 punkty procentowe). Statystyki bezrobocia i płac wskazują, że osoby z wyższym wykształceniem również obecnie utrzymują relatywnie korzystną pozycję na rynku pracy, lecz jest ona w porównaniu do 1997 r. słabsza, jeśli chodzi o zagrożenie bezrobociem i nie poprawia się, a może nieco nawet pogarsza, jeśli chodzi o relacje płac w stosunku do niżej wykształconych.
Można zadać sobie pytanie, co jest powodem takiego relatywnego osłabienia pozycji absolwentów szkół wyższych na rynku pracy, nie zapominając, że nadal jest ona (ich pozycja) najkorzystniejsza w porównaniu do osób z każdym innym, niższym wykształceniem. Daje się wyróżnić kilka potencjalnych powodów, dla których zarówno perspektywy wykonywania pracy jak i osiągania wysokich zarobków są dziś mniej obiecujące niż przed kilkoma laty.
Po pierwsze, można byłoby przyjąć, że popyt na pracę osób z wyższym wykształceniem stosunkowo spadł, zaś podaż cały czas rosła, co w konsekwencji prowadziło do stopniowego upodobniania się sytuacji osób z wyższym wykształceniem do sytuacji osób z wykształceniem średnim.
Po drugie, można doszukiwać się wpływu na sytuację osób z wyższym wykształceniem pewnych zmian ich charakterystyk, tak indywidualnych, jak i zbiorowych.
Po trzecie, można spodziewać się, że niekiedy wyższe wykształcenie nie jest strukturalnie dopasowane do popytu na pracę i tym samym brak owego dopasowania może przesądzać, że dane wykształcenie nie może być spożytkowane przez gospodarkę, ponieważ jej potrzeby są inne, niż umiejętności i wiedza wyniesione z uczelni. Raport koncentrował uwagę na punktach drugim i trzecim, ale szczególnie na trzecim, gdyż tak zostało określone zadanie badawcze. Można jednak wypowiedzieć się także i w pierwszej kwestii.
Cechą charakterystyczną zmian na polskim rynku pracy w ostatnich pięciu latach było malejące wykorzystanie zasobów pracy wyrażające się w spadku stóp aktywności zawodowej, zatrudnienia oraz wzroście stóp bezrobocia. Według danych BAEL między 1998 r. a 2003, liczba ludności w wieku 15 i więcej lat zwiększyła się o 3,1% pod wpływem napływu osób młodych urodzonych w okresie boomu demograficznego z początku lat osiemdziesiątych. W tym czasie zatrudnienie ogółem zmalało o 10,9%, podczas kiedy zatrudnienie osób z wyższym wykształceniem zwiększyło się o prawie 23%. Tym samym odsetek zatrudnionych osób z wyższym wykształceniem zwiększył się w okresie 1998-2003 o prawie 5 punktów procentowych i osiągnął wartość 18%. Zatem nie spadł popyt na pracę osób z wyższym wykształceniem, ale zwiększyła się podaż w stopniu wyprzedzającym wzrost popytu. Takie same tendencje, jeśli chodzi o wykształcenie, są oczekiwane w przyszłości - prognozy popytu na pracę do 2003 r., sugerują nawet, że przyrost nowych miejsc pracy będzie w ponad 40% przeznaczony dla osób z wyższym wykształceniem. Liczba studentów stale rosła - od 378 tys. w roku akademickim 1989/90 do 1859 tys. w roku 2003/04, czyli o blisko 1,5 mln osób, w tym w okresie od 1998/99 o prawie 600 tys. To rezultat nakładających się dwóch tendencji: demograficznego wyżu osób w wieku kształcenia się na studiach wyższych i zwiększonej skolaryzacji. Warto zauważyć, że liczba studiujących odpowiadała ponad 13% ogółu pracujących w kraju w 2003 r., licząc łącznie z pracującymi w rolnictwie. Ukończenie studiów przez te rzeszę i wejście jej na rynek pracy będzie oznaczało dalszą, zasadniczą zmianę w funkcjonowaniu rynku pracy. W fazie pierwszej takiej zmiany już jesteśmy - świadczą o tym liczby cytowane powyżej. Z jednej strony zatem zatrudnienie osób z wyższym wykształceniem będzie dalej rosło, z drugiej zaś, nasili się konkurencja w obrębie tychże osób,; ten czynnik może ograniczać korzyści w postaci zwiększania premii płacowej z tytułu wyższego wykształcenia. Jednak, czy tak się stanie, zależy od elastyczności mechanizmu płacowego oraz od stopnia szczegółowego dopasowania cech osób kończących szkoły wyższe do oczekiwań pracodawców.
Czy zmieniła się struktura studiujących? Oczywiście tak. Wśród zasadniczych różnic w stosunku do lat 80. należy umieścić:
- skokowe zwiększenie liczby studiujących w szkołach niepaństwowych - z 11% w 1995 do 29% w 2002 r.;
- zdecydowany wzrost udziału osób studiujących zaocznie - ich udział zwiększył się z 39% w r. 1995 do 49% w 2002;
- korzystanie z możliwości studiowania w licznych nowych szkołach wyższych, rozmieszczonych poza tradycyjnymi ośrodkami akademickimi (można uznać, że 145 szkół wyższych na ogólną liczbę 400 działa w miejscowościach bez wcześniejszych tradycjach kształcenia wyższego);
- podejmowanie studiów licencjackich (lub inżynierskich), w tym w nowo powstałych wyższych szkołach zawodowych,
- brak lub obniżenie barier selekcji kandydatów na studia na podstawie egzaminów sprawdzających ich wiedzę.
Wymienione zmiany powodują ( i nie tylko one), że dzisiejszy "przeciętny" absolwent szkoły wyższej jest zasadniczo różny od absolwenta szkoły wyższej przed 10 latami. Przede wszystkim dlatego, ze odbył krótszą naukę - studia licencjackie trwają średnio 3 lata, studia magisterskie 5 lat. Część absolwentów studiów licencjackich kończy na nich edukację. Po drugie dlatego, że mniej więcej co 3, a wkrótce prawie co 2, odbywał (będzie odbywał) naukę w trybie zaocznym, a więc z mniejszą liczbą zajęć. Po trzecie dlatego, ze częstokroć studiował w nowopowstałej szkole wyższej, która wprawdzie jest pozbawiona rutyny, ale również dobrych doświadczeń i tradycji edukacyjnych. Po czwarte, że jego edukacja częściej przebiegała poza dużymi liczącymi się ośrodkami akademickimi. Nie można zatem bezpośrednio porównywać wiedzy i umiejętności wyniesionych ze studiów w roku 2004 z wiedzą i umiejętnościami absolwentów sprzed 10 lat. Ta populacja jest dziś nie tylko szersza ale i inna, w części dlatego, że studiowała w gorszych warunkach. Składały się na nie nie tylko wymienione wyżej cechy, ale i proporcjonalnie mniejszy przyrost bazy materialnej uczelni, wolniejszy rozwój kadry wykładowców itp. Nakłady na szkolnictwo wyższe nie nadążały za liczbą studentów.
Zmieniły się również typy szkół i kierunki studiów. Najdynamiczniej zwiększały rekrutację (wymieniając w kolejności od uczelni najsilniej wpływających na zmiany studiujących do mniej znaczących) niepaństwowe szkoły ekonomiczne, państwowe uniwersytety, państwowe szkoły techniczne, niepaństwowe i państwowe szkoły zawodowe, państwowe akademie rolnicze i niepaństwowe szkoły pedagogiczne. W szkołach państwowych edukacja rozwinęła się głównie na kierunkach pedagogicznych i kształcenia, na kierunkach humanistycznych, naukach społecznych, kierunkach ekonomicznych i administracyjnych. W szkołach niepaństwowych królowały kierunki ekonomiczne, (zarządzanie i marketing, ekonomia, finanse i bankowość), pedagogiczne i kształcenia, administracyjne, informatyka, społeczne. Nowe kierunkowe proporcje rozwoju studiów wyraźnie wskazują, że nie wykształciła się jakaś stabilna struktura kształcenia - przyjęcia na I rok studiów stopniowo modyfikują strukturę zastaną, I tak obserwujemy, że w szkołach państwowych w ostatnich latach stopniowo toruje sobie większy udział w kierunkach studiów informatyka, czy ochrona środowiska a w szkołach niepaństwowych politologia i nauki społeczne, ale również informatyka. Kierunkowa struktura studiów wyraźnie ewoluuje.
Można zastanawiać się, co kształtuje kierunek tej ewolucji. Nasze badanie wykazało, że w obu sektorach - w szkołach państwowych i niepaństwowych zasadnicze znaczenie mają zasoby kadrowe, szkoły podejmują kształcenie w kierunkach, na których mogą kształcić pracownicy tych szkół. Przy tym szkoły niepaństwowe cechuje również poszukiwanie kadr poza własną szkołą. Na drugim miejscu plasują się identyfikowane w sposób nieusystematyzowany, oczekiwania maturzystów. Szkoły wyższe próbują określić preferencje maturzystów tak, by znaleźć kandydatów na nowo uruchamiane kierunki studiów. Jednak udział badań popytu na usługi edukacyjne jako podstawy wyborów dokonywanych przez szkoły jest znikomy. Rozeznanie zmian preferencji absolwentów szkół średnich dokonuje się - jak należy przypuszczać - trochę na wyczucie. Stosunkowo mały udział w podejmowaniu decyzji o kierunkach i specjalnościach studiów, które uruchamiają szkoły wyższe mają badania popytu na pracę, czy konsultacje z pracodawcami.
Jednak sama aktywność w zakresie tworzenia nowych programów jest imponująca - w ciągu ostatnich 5 lat oferta kierunkowa poszerzyła się w badanych 63 uczelniach o ponad 226 programów na 67 kierunkach, z czego 60 przypadło na studia magisterskie jednolite, 11 uzupełniające magisterskie i 2 na dwustopniowe. Najbardziej intensywne zmiany kierunkowe zachodziły w państwowych uczelniach technicznych, a następnie w niepaństwowych szkołach wyższych zarówno o profilu niebiznesowym, jak i biznesowym, w państwowych szkołach zawodowych i państwowych szkołach rolniczych, wreszcie w uniwersytetach. Siłą rzeczy zmiany kierunków dokonywały się głównie tam, gdzie występowały duże skupiska uczelni - w województwach mazowieckim, dolnośląskim, małopolskim, zachodniopomorskim. Wydaje się, że na intensywność zmian programowych silnie wpływało konkurencyjne otoczenie innych szkół.
Można zaobserwować pewną wspólną dla wielu uczelni ewolucję kierunkową studiów - np. po wielkim zachłyśnięciu się kierunkiem zarządzanie i marketing pojawiły się pewne symptomy świadczące o ograniczaniu naboru na takie studia - udział studentów tego kierunku zmniejsza się, aczkolwiek nadal stanowią oni aż 22,6% ogółu studentów szkół niepaństwowych, a w szkołach państwowych sam przyrost studentów na tym kierunku w latach 1995-2002 wyniósł prawie tyle samo, ile liczyli studenci wszystkich państwowych uczelni ekonomicznych razem wzięci w 1995 roku - ok. 75 tys. osób. W szkołach państwowych - nie licząc zawodowych - studenci kierunku zarządzanie i marketing stanowili ok. 10% ogółu studiujących. Dominacja studiów na tym kierunku była przytłaczająca.
Inne kierunki, które cechowały się dużymi udziałami i dużymi wzrostami liczby studiujących w latach 1995-2002 też w części ograniczają nabór. To dotyczy m.in. kierunków pedagogicznych. Jednak nadal udział kształcenia w szkołach pedagogicznych i w innych szkołach na kierunkach jest bardzo duży (głównie w niepaństwowych).
Obserwuje się zjawisko podejmowania kształcenia na kierunkach "modnych" co do których istnieje przypuszczenie, że przyciągnie młodzież, i który można prowadzić w oparciu o istniejące zasoby kadrowe. Często są to kierunki odległe od głównej specjalności danej szkoły, rozwijane dosłownie wszędzie. Dość bogata dokumentację tego zjawiska można znaleźć w naszych badaniach. To owocuje odchodzeniem od tradycyjnych specjalności państwowych szkół wyższych, przekształcaniem się ich w uczelnie o dość uniwersalnej strukturze kształcenia. W szkołach niepaństwowych dywersyfikacja studiów i podejmowanie kształcenia na popularnych kierunkach powoduje, że wszystkie są dość do siebie podobne, w małym stopniu specjalizują się. Można w takim rozwoju sytuacji - swoistego uniwersalizmu - dopatrywać się zalet, jak i wad. Szkoły wyższe "utrzymują się na powierzchni", zyskując kandydatów na studia i zabezpieczając sobie środki materialne egzystencji i rozwoju. Jest jednak pewna cena tego modelu - bez pogłębionej specjalizacji trudno o pogłębione studia.
Konfrontacja udziału studentów według grup kierunkowych z danymi o popycie na rynku pracy pokazuje, że ewolucja kierunków studiów dostosowuje się do zmian tego popytu po pierwsze, wolno, po drugie, selektywnie. W badaniach popytu na pracę GUS, jak i w badaniach popytu wyrażonego prasowymi ofertami pracy wyraźnie pojawia poszukiwanie pracowników - specjalistów z dziedzin nauk technicznych, matematycznych i fizycznych. Właściwie w tych bieżących danych o popycie trudno znaleźć przejawy większego zainteresowania absolwentami najpopularniejszych kierunków zarządzanie i marketing, a już zupełnie nie ma go w odniesieniu do kierunków pedagogicznych. Brak zainteresowania absolwentami kierunków pedagogicznych wynika w dużym stopniu z faktu, że oba badania w gruncie rzeczy obserwują popyt przedsiębiorstw. Jednak w ewolucji kształcenia nie widać też rozwoju kształcenia na kierunkach technicznych jako całości, chociaż występują zmiany wewnątrz tej grupy - zyskują na znaczeniu kierunki architektury i budownictwa (wzrost liczby studiujących w latach 1998-2002 stanowił 10,3% studentów tych szkół ogółem w 2002 r.), informatyka i inżynieria komputerowa (aż 5,5% obecnych studentów państwowych szkół technicznych podjęło studia dzięki wzrostowi liczby miejsc na tym kierunku), ochrona środowiska (wzrost liczby miejsc studiów odpowiada 3% populacji studentów państwowych szkół technicznych w 2002 r.), elektrotechnika, elektronika i telekomunikacja, automatyka i robotyka, technologia chemiczna. Przykład państwowych wyższych szkół technicznych jest symptomatyczny - szkoły państwowe bardzo intensywnie zmieniały kierunki kształcenia, w wyniku czego następowało de facto głębokie przeprofilowanie struktury oferty programowej studiów. W szkołach technicznych zwiększenie liczby miejsc tylko na 3 kierunkach studiów absorbuje dziś ok. 1/5 wszystkich studentów tam kształcących się. W jeszcze większej mierze, niż uczelni technicznych, dotyczyło to uczelni rolniczych, w dużym stopniu rezygnujących z kształcenia na tradycyjnych kierunkach, w których specjalizowały się np. 10 lat temu. Te przykłady świadczą o dostrajaniu oferty szkół wyższych do zmian zachodzących w gospodarce i w oczekiwaniach maturzystów. Widać wyraźną selektywność rozwoju oferty kształcenia.
Z drugiej strony jednak, można dostrzec, że zmiany te zachodzą powoli, a czasem nawet opacznie. Przykładem powolności może być znikomy rozwój studiów prawniczych, mimo wszystko - w porównaniu z innymi kierunkami - wolny rozwój studiów informatycznych, czy fizycznych na uniwersytetach. Gdyby zastanowić się, jak struktura kierunkowa studiów odpowiadała oczekiwaniom rynku pracy - trudno byłoby o jednoznaczną diagnozę. Niemniej pewne częściowe informacje, które udało się nam zebrać, wskazują, że niezaspokojony popyt dotyczy częściej kierunków nie preferowanych we wzroście edukacji ostatnich lat - poszukuje się pracowników do sekcji budownictwa, transportu, gospodarki morskiej i łączności, przetwórstwa przemysłowego, w tym głównie specjalistów nauk fizycznych, matematycznych, technicznych. Dynamika kształcenia na kierunku architektura w uczelniach technicznych jednak, jak się wydaje, wyprzedza rozwój potrzeb gospodarki. Podobnie na niektórych kierunkach humanistycznych w uniwersytetach. Że nie wspomnimy o kształceniu na kierunkach pedagogicznych, szczególnie rozwijanych w szkołach niepaństwowych.
Z analizy dynamiki zmian liczby studentów dają się wysnuć wnioski o pewnej ewolucji kształcenia w państwowych szkołach wyższych - we wszystkich stopniowo zwiększano udział studiów płatnych, najbardziej dynamicznie w akademiach medycznych i rolniczych. Z tym, że na uniwersytetach, akademiach medycznych, akademiach rolniczych, akademiach wychowania fizycznego i w szkołach pedagogicznych rozwijano zdecydowanie bardziej studia wieczorowe, stanowiące bliski substytut (a w niektórych uczelniach wręcz dokładną kopię) studiów dziennych, zaś w akademiach ekonomicznych, szkołach morskich i szkołach artystycznych silnie rozwijano studia zaoczne. W szkołach niepaństwowych prymat w kształceniu uzyskiwały pełniejsze (dzienne i wieczorowe) formy studiów w szkołach technicznych i pedagogicznych, zaś w akademiach ekonomicznych i szkołach artystycznych stawiano głównie na studia zaoczne.
Co charakterystyczne, ekspansję przeżywają głównie kierunki, które poza popularnością wśród maturzystów cechują się jeszcze relatywnie niskimi kosztami edukacji. Istotnie rosła liczba studentów na kierunkach, na których koszt jednostkowy kształcenia nie był wysoki, dzięki czemu "nadawały się" one do sprzedaży na rynku usług edukacyjnych. Niezamożne społeczeństwo było stać na zakup kształcenia na tych kierunkach. W ewolucji liczby studentów w różnych typach szkół, trybach studiów, kierunkach można doszukiwać się przyczyn ekonomicznych - przy niskich nakładach publicznych na edukację na poziomie wyższym, bez trudu daje się dostrzec wpływ ograniczenia budżetowego.
Rozwój studiów dokonał się głównie w oparciu o środki pozabudżetowe, przede wszystkim na podstawie środków własnych osób podejmujących studia. Od strony podaży upowszechnienie szkolnictwa wyższego wynikało z inicjatywy szkół państwowych i nowych podmiotów - założycieli szkół prywatnych. Dynamice liczby studiujących nie towarzyszył równy co do wielkości wzrost nakładów na szkolnictwo. Owocowało to pogorszeniem przeciętnych warunków studiowania wyrażającymi się gorszymi proporcjami zatrudnienia kadry nauczającej i jej kwalifikacji w stosunku do liczby studentów oraz dekapitalizacją aparatury naukowo-badawczej. Oszczędności obie strony tj. szkoły i studenci (przy niskim poziomie zamożności społeczeństwa w naturalny sposób zainteresowani zmniejszeniem kosztów edukacji) poszukiwali m.in. w ukierunkowaniu kształcenia na studia relatywnie tańsze - nie wymagające kosztownych laboratoriów, praktyk i odbywane - gdy to stało się możliwe - w skróconym wymiarze. Tę "oszczędną" formę zastosowano przede wszystkim na studiach dla pracujących w postaci studiów zaocznych. Oszczędności czyniono również w innej postaci - większych grup zajęciowych, wykorzystywaniu programów studiów, które szkoły "miały" w swoich zasobach zamiast tworzenia programów lepiej dopasowanych do oferowanych kierunków i specjalności studiów. Wyżej wymienione i inne sposoby były koniecznością - inaczej nie dokonałby się tak dynamiczny rozwój studiów wyższych.
Lepsze przygotowania studentów do spełnienia wymagań rynku pracy jest również utrudnione z powodu nieprzejrzystości samego rynku pracy. Niewiele wiadomo nt. przewidywanych trendów w zatrudnieniu osób z wyższym wykształceniem. Szkoły najczęściej są zdane na "własną intuicję". Dopiero od niedawna startuje krajowy system prognozowania popytu na pracę ale można uznać, że jest jeszcze w stadium zalążkowym - dywersyfikacja przewidywań dotyczących popytu na pracę osób z wyższym wykształceniem jest niewielka, trudno byłoby na tej podstawie planować rozwój struktury kierunkowej studiów. Badania o dłuższej tradycji PAN są również niewystarczające. Badania GUS nieprzydatne. Miękkość przewidywań ujawnia się w bardzo dużych różnicach oczekiwanego wzrostu popytu na pracę nawet w bardzo popularnych zawodach - informatyka, czy specjalistów ochrony zdrowia.
Badania biur karier i ogłoszeń prasowych dowiodły, że struktura poszukiwanych pracowników z wyższym wykształceniem prawdopodobnie różni się od struktury kształcenia. Większy jest przede wszystkim udział poszukiwanych absolwentów kierunków "twardych" technicznych. Jednak i w innych zawodach proporcje kształcenia nie w pełni odpowiadają dzisiejszemu, domniemanemu (pełnych badań popytu nie ma) i przyszłemu, prognozowanemu popytowi na pracę np. znikomy wzrost studentów odnotowano na kierunku prawo, a oczekuje się wzrostu zapotrzebowania na pracę prawników.
Wiele opinii sugeruje, ze rozwój kształcenia na kierunku zarządzanie i marketing przekroczył dawno rozsądne rozmiary, jednakże rekrutacja na ten kierunek obniża się bardzo wolno (więc dominuje w ofercie szkół niepaństwowych i wciąż ma pokaźny udział w kształceniu w uczelniach państwowych). Ale przecież i prognozy popyt są niejednoznaczne, część z nich przewiduje dalszy rozwój miejsc pracy dla specjalistów do spraw biznesu i kierowników różnych jednostek organizacyjnych, począwszy od kierowników zakładów pracy a na kierownikach wewnętrznych podstawowych i pomocniczych wewnątrz tych zakładów skończywszy. Bardzo silnie rozwijają się studia humanistyczne - a w obrębie dostępnych prognoz trudno stwierdzić, jak ukształtuje się popyt. Rośnie liczna studiujących finanse i bankowość, choć częściowo można oczekiwać redukcji popytu w niektórych segmentach rynku, właściwego dla zatrudnienia osób tej profesji.
Badania pokazują, ze poza wiedzą kierunkową i specjalistyczną pracodawcy poszukują określonych umiejętności takich jak praca w grupie, komunikatywność itp., które nie stanowią bezpośredniego zainteresowania uczelni (a przynajmniej większości z nich). Poza wiedzą kierunkową upowszechniły się oczekiwania dotyczące znajomości języków obcych i narzędzi informatycznych - ten standard jest wprowadzony nawet do prawnie sankcjonowanych minimów programowych, ale instytucje pośredniczące na rynku pracy stwierdzają niedostateczny poziom tych umiejętności. Wykształcenie wyższe nie jest obecnie wystarczającą gwarancją osiągnięcia dobrej pozycji na rynku pracy. Absolwenci szkół wyższych powinni spełniać dodatkowe wymagania merytoryczne i posiadać odpowiednie predyspozycje osobowościowe. Kształcenie w uczelniach wyższych nie może być ukierunkowane tradycyjnie głownie na przekazanie określonej wiedzy ale i na kształtowanie określonych postaw i zachowań, aprobowanych przez pracodawców. Trzeba też brać pod uwagę, że znaczną część rynku pracy będzie stanowiła w przyszłości - i już dziś stanowi - praca wykonywana na własny rachunek. Do tego zadania trzeba również przygotowywać studentów.
Na koniec, pomimo, ze często trudno określić racjonalne przyczyny przekształceń rynku usług edukacyjnych i że nie w pełni rozwija się on zgodnie z trendami zachodzącymi na rynku pracy, to jednak generalnie ewoluuje w kierunku, w jakim podążają zmiany w zatrudnieniu. Raport dostarcza jednak i sporo dowodów na to, że część dopasowań po stronie szkolnictwa cechuje się pewną inercją (zasoby). Co można zalecić?
- Przede wszystkim państwo powinno uruchomić system solidnego, systematycznego i pogłębionego badania popytu na pracę oraz upowszechniania wyników tych badań. Obecny stan jest dalece niewystarczający. Ważne byłoby stworzenie systemu powiązań szkolnictwa wyższego z pracodawcami, zapewniającego przepływ informacji w obie strony. Taki system powinien dostarczać informacji głębszych niż ogólne wskazania kierunkowe, które może zapewnić prognoza popytu na pracę, powinien dotyczyć zawartości programów i konkretnych wymagań dotyczących wiedzy i umiejętności pracowniczych.
- Konieczne jest również stworzenie takiego systemu finansowania studiów, które zmniejszy barierę finansową w rozwijaniu studiów drogich, tak ze względu na wymagania kierunkowe, jak i jakościowe.
- Trzeba się zastanowić nad realokacją środków przeznaczonych na szkolnictwo wyższe - pomnażanie nakładów na wyższe szkoły zawodowe, nie idzie w parze z promowaniem studiów najwyższej jakości. Szkolnictwo prywatne dość dobrze zaspakaja popyt tego segmentu rynku. Szkoły zawodowe mogłyby być finansowane ze środków publicznych wówczas, kiedy oferowałyby kształcenie zawodowe wysokiej jakości na kosztownych kierunkach, a nie wchodziły w konkurowanie na rynku relatywnie taniego kształcenia, jak ma to miejsce obecnie.
- Państwo powinno aktywnie uczestniczyć w kształtowaniu wymagań jakościowych; i tak w naszym przekonaniu studia zaoczne np. wypełniły swoją misję, ich dalsze utrzymywanie powinno być stopniowo eliminowane, a efekty dochodowe, które kreuje ono dla uczelni, muszą być pokryte według innych, wysokich jakościowo kryteriów (dziś więcej zarabiają ci, którzy forsują studia niższej jakości).
- Trzeba poszukiwać rozwiązań pozwalających studentom sprawdzić nabywaną wiedzę teoretyczną i wyuczone umiejętności w praktyce. Prawdopodobnie nie można nakazać, ale można wspomagać wszystkie formy praktyk, warsztatów itp., realizowanych w czasie studiów, czy staży tuż po ich skończeniu. Ten kierunek zmian pozwoli na lepsze dopasowanie umiejętności i wiedzy absolwentów do oczekiwań rynku pracy, wywrze też presję na same uczelnie.